20 lipca 1944 r. płk Claus Schenk Graf von Stauffenberg dokonał nieudanego zamachu na Adolfa Hitlera w kwaterze pod Kętrzynem (woj. warmińsko-mazurskie) zwanej Wilczym Szańcem. Był to najbardziej znany akt oporu wobec wodza III Rzeszy. Stauffenberg był nie tylko zamachowcem, ale też najważniejszym organizatorem zakrojonego na szeroką skale puczu, za którym stali wysocy rangą konserwatywni przedstawiciele wojska, dyplomaci i urzędnicy. Współpracownik Stauffenberga Henning von Tresckow mówił, że nie chodzi tylko o powodzenie zamachu, ale o to, że „niemiecki ruch oporu zdecydował się, wobec świata i historii, narażając życie, na ten decydujący krok”.
OPERACJA VALKYRIE
Przedłużająca się wojna ze Związkiem Radzieckim, niepowodzenia na froncie wschodnim, narastające problemy żywnościowe oraz naloty na miasta niemieckie od lata 1942 r. powodowały narastanie pesymistycznych nastrojów wśród ludności cywilnej. Po klęsce stalingradzkiej przerodziły się one w rezygnację, aby w końcu przybrać formę mniej lub bardziej aktywnego oporu, za którym zaczęły opowiadać się coraz szersze kręgi społeczeństwa.
Największe szansę na podjęcie walki z reżymem mieli wyżsi zicerowie sztabowi, którzy w sprzyjających okolicznościach mogli użyć sił zbrojnych w celu dokonania przewrotu w państwie. Działalność wojskowej grupy opozycyjnej ożywiła się w momencie nawiązania przez nią kontaktów z byłym nadburmistrzem Lipska Carlem Friedrichem Goerdelerem oraz generałem Ludwickiem Beckiem – czołowymi opozycyjnymi przedstawicielami, zarówno cywilnych jak i wojskowych kręgów społeczeństwa. Spory dotyczące miejsca, czasu i sposobu wykonania zamachu przerwała dopiero tragiczna sytuacja na froncie.
4 czerwca 1944 r. wyzwolono Rzym, dwa dni później wylądowały w Normandii wojska angielskie i amerykańskie. Na początku lipca zostały wyzwolone tereny ZSRR, Armia Czerwona wkroczyła na ziemie polskie. Na scenie politycznej pojawiła się nowa postać. Był nią pułkownik hrabia Claus Schenk von Stauffenberg. To on wziął na siebie ryzyko dokonania zamachu na Hitlera i pokierowania przewrotem w państwie. Przygotowania do przewrotu, zmierzające do usunięcia Hitlera, opierały się na wykorzystaniu planu pod kryptonimem „Walkiria”, który przewidziany był na wypadek ewentualnego buntu jeńców i robotników przymusowych, pracujących w Niemczech. Zatwierdzony przez Hitlera plan stanowił od początku legalny kamuflaż i podstawę zamierzonego zamachu wojskowego. Przy pomocy wojsk lądowych (przewidzianych w kryptonimie „Walkiria” do stłumienia ewentualnego buntu), których szefem był właśnie pułkownik Stauffenberg, planowano zająć dzielnicę rządową, ministerstwo propagandy, wszystkie ważne placówki służbowe, aresztować funkcjonariuszy, obsadzić radiostację i redakcje prasowe.
WILCZY SZANIEC
Stauffenberg wraz ze swoim adiutantem Wernerem von Haeftenem pojawił się w Wilczym Szańcu 20 lipca przed południem. Jego samolot z Berlina wylądował opodal kwatery o godzinie 10.15. Około godz. 12.15 Stauffenberg oznajmił, że chciałby przed naradą odświeżyć się i zmienić koszulę. John von Freyend udostępnił mu w tym celu swój pokój. Haeften wszedł razem ze Stauffenbergiem do wskazanego pomieszczenia, aby pomóc jednorękiemu przy przebieraniu się oraz przygotowaniu ładunków wybuchowych.
Każdy ładunek posiadał po jednym chemicznym zapalniku produkcji brytyjskiej, działającym z dziesięciominutową zwłoką. Uruchomienie zapalników okazało się zajęciem dosyć skomplikowanym i czasochłonnym. „Należało najpierw zgnieść miedziane łuski, w których tkwiły szklane ampułki z kwasem. Kwas w określonym czasie miał strawić druciki napinające spiralne piórka z bolcami zapalnikowymi. Trzeba było przy tym postępować bardzo ostrożnie, aby obcęgami nie zgnieść drucików napinających. Patrząc przez otwór należało stwierdzić, czy piórka zapalnika były jeszcze napięte, a następnie usunąć bezpiecznik i włożyć zapalnik do ładunku„.
Kilka minut przed godz.12.30 Stauffenberg udał się do baraku narad. Po drodze John von Freyend zaproponował Stauffenbergowi pomoc w niesieniu teczki, czego pułkownik stanowczo odmówił. Bezpośrednio przed barakiem przekazał mu jednak teczkę, prosząc jednocześnie o udostępnienie mu miejsca możliwie blisko Führera. Przybyli oni do baraku w momencie, gdy generał Heusinger omawiał sytuację na froncie wschodnim. John von Freyend poprosił admirała Vossa, aby ten przeszedł na drugą stronę stołu, ustępując w ten sposób miejsca Stauffenbergowi. Teczka z ładunkiem wybuchowym została umieszczona po zewnętrznej stronie prawego wspornika stołu, w odległości około 2,5 – 3 metrów od Hitlera. Po upływie kilku minut Stauffenberg oznajmił, że musi zadzwonić. Aparaty telefoniczne znajdowały się w sąsiednim pomieszczeniu. Jego adiutant wyszedł z nim. W chwili wsiadania Stauffenberga i jego adiutanta do samochodu nastąpiła eksplozja. Niewykorzystana, druga część ładunku wybuchowego pozostała w przydrożnym lesie, wyrzucona z samochodu przez Haeftena.
PRZYCZYNA NIEPOWODZENIA AKCJI
Podłożony przez pułkownika Stauffenberga ładunek wybuchowy zdewastował doszczętnie wnętrze sali narad. Wszędzie leżały połamane krzesła, potłuczone szkło i porozrzucane papiery, a z dębowego masywnego blatu stołu pozostał jedynie niewielki fragment. W miejscu gdzie stała teczka z bombą, powstał w ziemi lej o średnicy ok. 1,5 m.
W momencie wybuchu ładunku w pomieszczeniu znajdowały się 24 osoby. Hitler stał w połowie długości stołu, zwrócony twarzą w kierunku trzech otwartych okien krótszej ściany baraku. Był pochylony nad stołem i, opierając się na masywnym blacie łokciami, podtrzymywał dłońmi głowę.
Uczestnicy narady odczuli eksplozję jako potężny podmuch powietrza, któremu towarzyszyły ogłuszający huk i żółtoniebieski płomień. Podmuch powietrza przygniótł prawie wszystkich do podłogi, nikt jednak nie został wyrzucony przez okno, jak podają niektóre opracowania. Nagle usłyszano wołanie: „Gdzie jest Führer?” – to Keitel zatroszczył się o Hitlera. Po kilkunastu sekundach odnalazł go i pomógł w opuszczeniu zadymionego pomieszczenia.
Prz. von Hasselbach założył pierwsze opatrunki, a następnie opiekę nad Hitlerem przejął prz. Morell. Führerowi dokuczał krwotok prawego łokcia, ale staw funkcjonował normalnie. Na lewej dłoni miał lekko otarty naskórek. Nie stwierdzono jednak poważniejszych uszkodzeń narządu słuchu, mimo że błona bębenkowa była popękana. Führer był wyraźnie podekscytowany. Powtarzał ciągle, że od dawna wiedział, iż w jego otoczeniu byli zdrajcy. Stosunkowo szybko doszedł jednak do siebie. Już trzy godziny po zamachu Hitler był w stanie powitać na miejscowym dworcu kolejowym Mussoliniego (wizyta włoskiego przywódcy w Wilczym Szańcu trwała zaledwie 2,5 godziny).
W wyniku eksplozji bomby śmiertelnie ranni zostali stenograf oraz trzech generałów. Na skutek odniesionych ran, wstrząsu mózgu lub popękanych błon bębenkowych większość uczestników narady musiała być leczona w karolewskim szpitalu, gdzie ogólną opiekę nad pacjentami sprawował prz. von Hasselbach.
Eksperci, badający skutki eksplozji bomby, byli zgodni co do faktu, że ilość materiału wybuchowego przyniesiona przez Stauffenberga na naradę, zabiłaby wszystkich, gdyby obrady odbywały się w bunkrze betonowym. Ponieważ obrady odbywały się w baraku, obrażenia, jakich doznali uczestnicy, były stosunkowo niewielkie.
Z RELACJI HEINZA LINGE, KAMERDYNERA HITLERA
„…Zwisały na nim strzępy munduru. Jego włosy były osmalone. Podczas gdy mnie drżały kolana, on zachowywał się, jak gdyby nic się nie stało. Twarz i nogi Hitlera krwawiły, a prawe ramię zwisało bezwładnie. Dr Hasselbach usunął z jego nóg około 200 drzazg i opatrzył rany.
Później, w rozmowie z H. Göringem, Hitler powiedział: „Gdyby ten Stauffenberg wyjął pistolet i chciał mnie zastrzelić, wtedy byłby prawdziwym mężczyzną, a tak okazał się jedynie godnym pożałowania tchórzem!”
WEDŁUG CHRISTY SCHROEDER – SEKRETARKI HITLERA
„…Około godz. 15.00 zostałam wezwana do szefa (Hitlera, autor). Gdy weszłam do jego pokoju w bunkrze, wstał z trudem i podał mi rękę. Wyglądał zaskakująco dobrze i zaczął opowiadać o zamachu. Służącemu kazał przynieść swój doszczętnie poszarpany mundur i pokazał mi postrzępione spodnie, które trzymały się tylko na pasku.
Hitler był dumny z tych „trzeów” i polecił, abym wysłała je Ewie Braun do Berghzu i prosiła ją jednocześnie o ich troskliwe przechowywanie.
…W międzyczasie nadeszła informacja o aresztowaniu Stauffenberga. Hitler był wściekły, że udało mu się zbiec do Berlina, ale gdy się dowiedział, że tam aresztowano wielu innych spiskowców, wykrzyknął zadowolony: Teraz jestem spokojny! To jest ratunek dla Niemiec! Wreszcie mam tych łajdaków, którzy od lat sabotowali moje dzieło… .Teraz mam na to dowód! Cały sztab generalny jest skażony. Ci zbrodniarze, którzy chcieli mnie pokonać, nawet nie przeczuwają, co mogłoby się przytrafić narodowi niemieckiemu. Nie znają planów naszych wrogów, którzyś chcą zniszczyć Niemcy, aby już nigdy się nie odrodziły. Mylą się, jeśli wierzą, że mocarstwa zachodnie są bez Niemców wystarczająco silne, by powstrzymać bolszewizm. Ta wojna musi być przez nas wygrana, w przeciwnym razie Europa zostanie zniszczona przez bolszewizm. Jestem jedynym człowiekiem, który zdaje sobie sprawę z tego niebezpieczeństwa i jedynym, który może temu zapobiec.”
PORAŻKA SPISKU
Przejeżdżając w pobliżu baraku narad widzieli unoszącą się nad barakiem chmurę dymu, wirujące w powietrzu zwęglone papiery, biegających ludzi i wynoszonych rannych. Posterunek I strefy udało się przekroczyć bez trudności: pasażer samochodu był popularną osobą – jego błyskotliwa kariera wojskowa, rany odniesione w Afryce, dostojny wygląd wywoływały powszechne uznanie i szacunek. Był przecież pułkownikiem w sztabie generalnym. O godzinie 13.15, wraz z adiutantem odleciał z powrotem do Berlina. Stauffenberg i Haeften wylądowali w Berlinie przekonani o powodzeniu swojej misji. Gen. Olbricht ogłosił rozpoczęcie akcji „Walkiria”. Próba puczu trwała ok. 7 godzin i załamała się o północy. Hrabia Claus von Stauffenberg został aresztowany i skazany na śmierć jeszcze tej samej nocy ok. godz. 0.30. Wyrok wykonano bezzwłocznie.
21 lipca ok. godz.1.00 w nocy radio rozpoczęło emisję nagranego w godzinach wieczornych i przewiezionego do Königsbergu przemówienia Hitlera. Führer powiedział w nim m. in.: „…Niemieccy towarzysze i towarzyszki! Nie wiem, który to już raz zaplanowano i dokonano zamachu na moje życie. Jeśli dzisiaj do was przemawiam, to robię to z dwóch powodów: Po pierwsze, byście usłyszeli mój głos i wiedzieli, że jestem cały i zdrowy. Po wtóre, byście dowiedzieli się czegoś więcej o zbrodni, która nie ma sobie równych w historii Niemiec. Mała grupka samolubnych, pozbawionych sumienia i jednocześnie zbrodniczych, głupich zicerów uknuła spisek, by mnie usunąć i wraz ze mną niemieckie dowództwo wojskowe. Bomba, którą mi podłożył pułkownik hrabia von Stauffenberg, wybuchła dwa metry po mojej prawej stronie… . Wyszedłem całkowicie bez szwanku z wyjątkiem drobnych zadrapań, siniaków i oparzeń. Przyjmuję to jako potwierdzenie mojego zadania, zleconego przez Opatrzność, by dalej realizować mój cel życiowy, tak jak to dotychczas czyniłem. Grupa ludzi, którą ci uzurpatorzy reprezentują, nie ma nic wspólnego z niemieckim Wehrmachtem i niemiecką armią. Tym razem rozliczymy nasze krzywdy w stylu narodowych socjalistów!”
W dalszej części przemówienia ordynarne obelgi mieszały się z zapowiedziami, że spiskowcy zostaną bezlitośnie wytępieni.
Gdy rankiem 21 lipca Goebbels mógł już uznać pucz za stłumiony, w swym otoczeniu wyraził się pogardliwie o sprzysiężonych i wykpiwał ich. Całą akcję nazwał „rewolucją przy telefonie”. Tylko Stauffenbergowi nie mógł odmówić swego respektu: „Jednak ten Stauffenberg to był facet! Niemal go żałuję. Co za zimna krew! Jaka inteligencja, jaka żelazna wola! Wprost nie pojęte, że się zadał z taką bandą durniów!… Wydałem rozkaz, żeby spalić zwłoki i rozsypać popiół po polach. Po tych ludziach, a również po tych, którzy będą teraz straceni nie chcemy mieć najmniejszego wspomnienia w jakimkolwiek grobie albo innym miejscu.”
ŚLEDZTWO
Do zbadania wydarzeń i wykrycia dalszych spiskowców Himmler powołał „specjalną komisję 20 lipca”, Protokoły z wyników śledztwa były na bieżąco kierowane do Himmlera, który z kolei przedkładał je Hitlerowi lub innym przywódcom nazistowskim. Podaje się, że łączna liczba aresztowanych wyniosła ok. 700 osób. Około 180 osób poniosło śmierć – 89 z nich w Plötzensee.
Ładunek wybuchowy użyty przez spiskowców – co ustalił dopiero później Instytut Techniczny – był natomiast niemieckiej produkcji (zarówno ten zdetonowany jak i ten nieużyty, wyrzucony w drodze powrotnej przez Haeftena do lasu) – a nie brytyjskiej, jak mylnie uważa wielu historyków. Nie wiadomo także kto zorganizował te ładunki i prawdopodobnie nie był to ani Stauffenberg ani Haeften – ani też nikt z przesłuchiwanych później przez Gestapo.
Wiosną 1944 r. Firma WASAG Chemicals Ltd rozpoczęła produkcję materiału wybuchowego o nazwie „Plastit W” w swoich fabrykach w Reinsdorf i Sythen. Po zajęciu znacznych ilości brytyjskiego plastiku, WASAG otrzymał zlecenie opracowania czegoś podobnego, a nawet lepszego dla niemieckiej armii. W rezultacie otrzymano „Plastit W” składający się w 64% z hexagonu, 24% dinitrotoulenu, 9% mononitronaftaliny, 3% wełny colloquium i małej ilości dinitronaftaliny. Do dziś nie udało się definitywnie, kto pozyskał materiał wybuchowy użyty przez Stauffenberga – czego tak bardzo chciało dowieść Gestapo – zaś co najbardziej prawdopodobne, został on zamówiony i wyprodukowany specjalnie na zamówienie i celu zabójstwa Hitlera.
KONTROWERSJE WOKÓŁ STAUFFENBERGA
Ewolucja pamięci o Stauffenbergu to osobna historia. Jeszcze długo po zakończeniu wojny spiskowcy uchodzili za zdrajców. Wdowie po pułkowniku odmówiono początkowo zicerskiej emerytury. Dopiero później zamachowcy uznani zostali za bohaterów. Odtąd Stauffenberg staje się patronem szkół, ulic, koszar, a 20 lipca na budynkach publicznych wywieszane są flagi. Rocznica zamachu jest dniem zaprzysiężenia rekrutów Bundeswehry. Wojsko demokratycznych Niemiec odwołuje się do Stauffenberga i jego współpracowników.
Ale nie brakuje też krytycznych uwag. Autor biografii pułkownika Thomas Karlauf zwraca uwagę na fakt, że spiskowcy zaczęli działać dopiero latem 1944 roku, po lądowaniu aliantów w Normandii. Jeszcze w 1940 roku po szybkim zwycięstwie nad Polską i Francją Stauffenberg nie krył zadowolenia z powodu militarnych sukcesów. „Nawrócenie Stauffenberga było bardzo, bardzo długą drogą” – mówi historyk Wolfgang Benz. „Stauffenberg, wobec zbliżającej się militarnej porażki, próbował na drodze puczu ratować, co się jeszcze dało” – mówi Benz.
Inny history Johannes Hürter jest zdania, że Stauffenberg nie był demokratą. Gdyby jego zamach się udał, dążyłby zapewne do rządów autokratycznych. Benz jest mniej krytyczny. – „Niemcy z pewnością znowu stałyby się krajem praworządnym, ale spiskowcy nie chcieli systemu demokratycznego, jaki wprowadziła późniejsza konstytucja” – mówi.
źródło, licencja: Polska Agencja Informacyjna, http://pai.media.pl/historia_kultura_artykuly.php?id=345/